W tym miesiącu na półkach księgarń pojawi się książka „Wolny agent Umeda i druga Japonia”, niezwykła opowieść o dwóch Japończykach, których losy na zawsze związały się z Polską. Dzięki życzliwości autorki, która zechciała udzielić nam wywiadu, mamy dziś możliwość przyjrzeć się procesowi powstawania tej wyjątkowej publikacji. Serdecznie zapraszamy do lektury.
Nasza Japonia: Skąd wziął się pomysł na stworzenie książki „Wolny agent Umeda i druga Japonia”?
Anna Nasiłowska*: Pomysłodawcą książki był Yoshiho Umeda. Zdaje się, że nosił się z tą ideą długo, gromadził materiały, także dotyczące jego ojca Ryochu Umedy, który przybył do Polski w 1922 roku. Do pewnego stopnia utożsamiał się z ojcem, toteż od początku planował, że będzie to biografia podwójna, ojca i syna.
Jak to się stało, że została pani zaangażowana do stworzenia tej publikacji?
- Najpierw znalazł się wydawca, biznesmen, obecnie związany z dużymi inwestycjami energetycznymi, który kiedyś marzył o założeniu wydawnictwa i współpracował z Yoshiho. Była więc ciekawa historia do opisania, był wydawca, idea książki, ale nie było autora… Yoshiho zadzwonił do mnie kiedyś i zapytał: czy nie znam kogoś, kto podjąłby się takiego tematu? Czy mogłabym mu kogoś polecić? Trafił na moment sporego załamania w moich sprawach zawodowych. Pomyślałam, że trudno mi byłoby wziąć odpowiedzialność za kogoś, a ja przynajmniej mam doświadczenie w pisaniu książek biograficznych. W moim wcześniejszym dorobku są książki „Jean –Paul Sartre i Simone de Beauvoir” oraz „Maria Pawlikowska–Jasnorzewska czyli Lilka Kossak”. No, i opozycja z czasów PRL to nie jest temat, którego muszę się uczyć. Ja to pamiętam. Poza tym wiedziałam, że Yoshiho sam tego by nie napisał. On jednak był trochę zagubiony pomiędzy językami. Wszystkie jego artykuły pisane po polsku wymagały sporej redakcji. Maile do mnie… czasami trzeba było się domyślić, o co chodzi. To bardzo go ograniczało.
Rozumiem więc, że znaliście się państwo osobiście. Czy pamięta pani pierwsze spotkanie?
- Nie, nie pamiętam. Yoshiho przychodził czasem na spotkania PEN-Klubu, jego teść Juliusz Żuławski był prezesem Polskiego PEN w latach 1978 – 1990, z tym że po stanie wojennym PEN-Klub Polski został zawieszony aż do 1988 roku, bo nie zgadzał się na narzucony przez władze skład zarządu. Znałam Yoshiho w okresie, kiedy był już chory, chodził z laską. Jego żona, Agnieszka, wiele razy mówiła, że bardzo szkoda, że nie pamiętam Yoshiha z wcześniejszego okresu, kiedy chodził szybko, był energiczny, nawet wysportowany. Ja pamiętam jego energię duchową, do końca to się czuło! Spotkaliśmy się w Tokio w 2010 roku na Międzynarodowym Kongresie PEN-Klubów, od tego czasu datowała się bliższa znajomość. Niedługa, ale intensywna. Yoshiho miał niesamowitą zdolność rozpoznawania ludzi i szybko tworzył sobie plan: co z kim można zrobić, jak użyć czyichś zdolności, aby coś wykreować. Widać mu jakoś pasowałam do jego wizji, ale nie mam na ten temat teorii – dlaczego. Jego celem było powstanie książki. Bardzo wyraźnie określał, co chce, aby było. Ale na przykład życzył sobie, aby w pewnych momentach opowieści osoba autorki też się ujawniała. Ja jego życzenia spełniałam, bo one były bardzo rozsądne.
Jaki cel przyświecał pani podczas tworzenia książki?
- Mój cel? Oddać myśl Yoshiho, opowiedzieć, nie zniekształcić. Ciekawsze, jaki był cel Yoshiho. Myślę, że ta książka jest jego rozliczeniem z działalności dla polskiej opozycji i dla Solidarności w latach osiemdziesiątych. Kilkakrotnie powracały podejrzenia o jego współpracę ze służbami, raz we wczesnych latach siedemdziesiątych, potem jego nazwisko całkowicie bezzasadnie znalazło się na tzw. Liście Wildsteina. IPN nadał mu następnie – na podstawie dokumentów – status poszkodowanego. Dla Yoshiho było bardzo ważne, żeby opowiedzieć jak było. To się wiąże z buddyjskim dążeniem do harmonii i równowagi. I z poczuciem sprawiedliwości.
Jak długo trwały prace, gromadzenie materiałów i pisanie?
- Pracę zaczęłam dokładnie 10 marca 2011 roku. Materiały były w dużej mierze zgromadzone przez Yoshiho. To zresztą była pewna trudność, bo etap poszukiwań i dokumentacji jest bardzo ważny w powstawaniu biografii i ja go bardzo lubię. To pozwala się bezboleśnie wciągnąć w temat, zwłaszcza jeśli ma się na początku jakieś sukcesy i coś ciekawego wpada w ręce. Tu – dostałam pełny dysk o nazwie FreeAgent (stąd wziął się pomysł tytułu). Pamiętam moje przerażenie: jak się w tym zorientować? Przecież opanowanie tego zajmie mi rok! Tak źle nie było, poza tym poszperałam sama i jednak znalazłam. W październiku 2012 roku pierwsza wersja była gotowa. Poświęciłam na dokończenie książki całe wakacje.
Praca nad biografią często wiąże się ze zgłębianiem dość osobistych szczegółów z życia danej osoby. Czy trafiła pani na informacje, które zmieniły pani sposób postrzegania Yoshiho Umedy?
- Nie! Przede wszystkim Yoshiho niczego nie udawał, nigdy. To było całkowicie obce jego naturze. Jeśli w pewnych okresach pił za dużo, to mówił: „widać tego potrzebowałem”, a nie udawał, że było inaczej. Tu nie ma wersji oficjalnej i ukrytej prawdy, a więc moja praca nie polegała na demaskowaniu, docieraniu do jakichś wstydliwych kulis. On był bardzo złożoną postacią, ale cechowała go ogromna prostolinijność. Nie kreował się na kogoś innego. Myślę tylko, że w miarę upływu czasu wyraźniej zaczęłam dostrzegać buddyjskie motywacje jego myślenia i działania. Zaskakujące, bo ujawniało się to wobec bardzo polskich spraw. Na przykład w ostatnich latach robił wiele, aby weterani pierwszej Solidarności, należący obecnie do różnych nurtów politycznych, jednak się spotykali. On wierzył w harmonizację skrajnych elementów. Wciąż poszukiwał drogi, aby stworzyć ponadpartyjną płaszczyznę. To bardzo ciekawe, bo przecież mamy kłopot z politycznym skłóceniem różnych opcji, co przeradza się w przepaść między dawnymi znajomymi i współpracownikami.
Czy w trakcie prac napotkała pani na jakieś problemy?
- Oczywiście! Mnóstwo! Nieustannie. Pisanie biografii to ciężka praca. A tu zakres materiałowy jest ogromny: historia Polski – cały wiek XX, relacje Polski z Dalekim Wschodem, ale także – Bułgaria podczas II wojny światowej, Ukraina. Przydało mi się, że wcześniej kilkakrotnie byłam w Bułgarii, miałam w Sofii znajomych, mogłam prosić o konsultację. No i historia literatury międzywojennej w Polsce to jedna z moich specjalności.
Co było najtrudniejszym etapem?
- Najtrudniejszym momentem była śmierć Yoshiho 4 maja 2012 roku. Mieliśmy wtedy gotowe rozdziały o jego ojcu, do momentu opuszczenia Bułgarii w 1945 roku. Były materiały do dalszej części, ale musiałam to złożyć sama, już bez Yoshiho. Myślę, że on liczył się z tym, że może go w pewnym momencie zabraknąć i ja też to wiedziałam. Nasza ostatnia rozmowa 19 kwietnia 2012 dotyczyła tego, co ma się dalej znaleźć, co i jak ma zostać opowiedziane. Po śmierci Yoshiho czułam na sobie zobowiązanie, które nie stało się lżejsze, przeciwnie… Zobowiązania wobec zmarłych, w Chinach by powiedziano, wobec duchów, są nie do cofnięcia. Z żywymi można zawsze pertraktować. On mi się nawet przyśnił po śmierci. We śnie dawał mi mnóstwo konkretnych rad i zaleceń. Obudziłam się zawstydzona, bo ich nie zapamiętałam. Ale potem pomyślałam, że skoro Yoshiho tak to rozsądnie przedstawiał, to i ja dojdę do tego, co jest słuszne.
Do kogo adresowana jest ta książka?
- To nie jest praca wyłącznie dla zainteresowanych Japonią. To książka o Polsce, widzianej z perspektywy dwóch Japończyków. Yoshiho przechował pamięć o Solidarności jako żywej i pięknej idei. Widział polską Solidarność jako ruch ponadnarodowy, otwierający perspektywy wspólnoty dużo szerszej, w tym spotkania Polski i Japonii. W ostatnim okresie takimi ideami były dla niego ekologia i nowoczesna energetyka. On był marzycielem, ale takim, który usiłuje spełniać śmiałe marzenia. Dzięki Agnieszce Żuławskiej-Umedzie jest to także książka o pięknej, choć trudnej miłości. Każda biografia jest o życiu, o szczególnym splocie historii i indywidualności. To jest nieprawdopodobna historia, która wydarzyła się naprawdę.
Bardzo dziękujemy za poświęcony czas i udzielenie tak szczegółowych odpowiedzi. Mamy nadzieję, że „Wolny agent Umeda i druga Japonia” zainteresuje liczne grono czytelników.
*Anna Nasiłowska – profesor literatury, pisarka, krytyk literacki; zajmuje się także fotografią artystyczną. Autorka wielu książek, jej autobiografia rodzinna „Konik, szabelka” była nominowana do Nagrody Gdyni w 2012 roku.
Rozmowę drogą elektroniczną przeprowadził Marcin Siudak.
Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Autorki.